oaza zebrzydowice
  Rekolekcje 2009
 
Świadectwo z rekolekcji Niny

W tym roku rekolekcje, a były to moje trzecie, przeżyłam w Radoczy. Był to dla mnie bardzo ważny czas. Wcale nie było łatwo - nie ma porównania z "zerówką" z Zagórnika. Tam trafiłam na na prawdę świetną grupę, była zabawa, piękne kazania i przeżycia - było łatwiej...ale to wcale nie znaczy, że lepiej(ani gorzej;) ) Teraz z grupą nie było tak lekko, do Radoczy przyjechałam praktycznie prosto znad morza, bardzo sie bałam, bo chciałam dobrze to przeżyć...Może właśnie dlatego, że tym razem nie było tak różowo, tak, a nie inaczej przeżyłam ten czas... Wierzę w to z całego serca:)

Podczas rekolekcji zrozumiałam wiele rzeczy (notatnik wypełniony po brzegi;D dosłownie! - i proszę się nie śmiać ). Jednym z takich pięknych momentów był pewien poważny wieczór i świadectwo x Romka. Mówił on o powołaniu do kapłaństwa(a mówił na prawdę pięknie!!!) tak śmiesznie;D i tak mądrze:) i powiedział jedno bardzo piękne zdanie: "Idźcie i Ewangelizujcie, a jeśli będzie to konieczne - słów użyjcie!" wtedy zrodziło sie we mnie takie...dość dziwne uczucie, bo przecież już dawno wiedziałam o tym - że najlepszym świadectwem jest nasze własne życie, ale w tamtej chwili prawda z głowy przelała się do serca. Nie był to pierwszy raz, kiedy poczułam coś podobnego:) Już dobrze znam to uczucie...choćby z "zerówki", bądź SNE, czy po prostu z życia:) Inaczej poznajemy umysłem, a inaczej sercem:)

Więc...to było coś cudownego. Mieliśmy też wspaniałe modlitwy wieczorne - takie Szkoły Modlitwy, codziennie jakaś inna forma, bardzo dużo się dowiedziałam wtedy o modlitwie, Namioty Spotkania(do których po rekolekcjach chcę wracać, bo przyznam, że nieco zaniedbałam to po Zagórniku...), w których Duch Święty szczególnie dużo do mnie mówił (coś wspaniałego! ) owocna Godzina Świadectw...Takich mniej lub bardziej wzniosłych momentów była masa...ale..od czegoś musiało się zacząć;) a zaczęło się od przyjęcia Chrystusa jako Pana i Zbawiciela....Jestem pewna, że gdyby nie tamten dzień i tamte wydarzenia, to nie przeżyłabym, nie zrozumiałabym tego, co teraz wiem..wiem sercem!

Przyjęcia Pana Jezusa jako Pana i Zbawiciela... "procesja" ze świecami do wody - już to było niesamowitym przeżyciem. Miałam o szczęście, że szłam od razu za księdzem(a może od razu to tak zaplanowałam?;P) i jak czekaliśmy na resztę to widziałam miliard( może przesadzam:P) "wędrujących płomieni". Aż się serce radowało na widok tylu(bo to był na prawdę piękny widok! ) młodych - i szalonych! w tym dobrym znaczeniu - ludzi podążających do Źródła. Nie chciałabym zapomnieć tego widoku. Ale do rzeczy... - potem poświęcenie świec gałązką uprzednio zanurzoną w owej wodzie, cały ten WYBÓR... no i powrót do ośrodka. iiiii... niby nic... emocje szybko opadły(a wiara przecież nie może opierać sie na uczuciach!!!). To wszystko, co sie stało, co tak na prawdę zrobiłam - zrozumiałam dopiero na spotkaniu w grupie..pamiętam, że bardzo sie wtedy spieszyliśmy(już mało kto słuchał tego, co mówiła animatorka...), już byliśmy spóźnieni. Ania(an.)szybko dodała na sam koniec - nawet nie rozwijając tego wątku za bardzo - cytując poetę: "raz wybrawszy codziennie wybierać muszę" to było odnośnie WYBORU.. i nie miałam już ani jednej myśli w głowie. Jedno zdanie pozwoliło mi zrozumieć tak wiele! Bo przecież...nie chodzi o to, żeby zrobić sobie spacerek ze świeczką, śpiewać piosenki i zachwycać się widokiem płonących świec...już nawet nie chodzi o samo podpisanie tej kartki, że "wybieram Pana Jezusa..." tak - to ważne... i to może być dobry początek, ale nie można na tym poprzestać! Tą prawdę trzeba sobie ciągle uświadamiać, odkrywać NA NOWO...codziennie, a nawet częściej;) Tym trzeba żyć!!! Może ktoś powie, że to nic nowego, że Jezus jest Panem - o tym uczymy sie od dziecka, o tym śpiewamy w co drugiej piosence...ale jesteśmy grzeszni i często "zapominamy" - i w tym tkwi haczyk szatana... Potrzeba nam Zbawiciela...potrzeba świadectwa! nie tylko słowem, ale i - przede wszystkim - czynem...Miłością!

Po rekolekcjach zrodziło sie we mnie takie przemyślenie/postanowienie - powiedzieć życiem, że Jezus jest moim Panem. Panem każdego dnia i każdej chwili życia. Ale...tak na prawdę na prawdę na prawdę żyć tym:) Oczywiście - słowa też są ważne, ale myślę, że dotychczas w moim życiu za dużo było gadania, a za mało działania. Doskonała nigdy nie będę, ale chce sie starać:) chce się BARDZIEJ starać - tak..ze wszystkich sił:)

Może to co zrozumiałam na rekolekcjach nie jest czymś szalenie zaskakującym - Ameryki nie odkryłam, ale zrozumiałam sercem...sercem zrozumiałam, że "raz wybrawszy codziennie wybierać muszę". I wybieram:) i niech to trwa...

Chwała Panu!!!!

Niniana



Świadectwo z rekolekcji Pawła (Bacy:P) naszego przyjaciela z Kaczyc:)


Właściwie były to moje pierwsze rekolekcje Oazowe. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że najważniejsze. Byłem jako jedyny z Kaczyc (godnie reprezentujący oczywiście) . Już sam fakt, że znalazłem się w Radoczy świadczy o działaniu Ducha Świętego. Było dawno po terminie składania kart i w ogóle nic a nic nie myślałem o Oazie wakacyjnej. Podczas „burzliwej” dyskusji z moim przyjacielem na temat właśnie spędzania wakacji powiedział: „Jakże możesz świadczyć sam nic nie czyniąc” i to wystarczyło… potem wszystko potoczyło się z górki .
Już na samym początku spodobały mi się słowa mojego animatora Kamila, który powiedział, że on nie widzi większego sensu pisać w notatnikach, bardziej ceni sobie szczera rozmowę z bliźnim, która ubogaca całą grupę. Na pewno jednym z najważniejszych punktów było przyjecie Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela. Robiłem to już wiele razy może bez głębszego zastanowienia, bez żadnych konsekwencji. Dopiero na rekolekcjach zrozumiałem jakie to jest szalenie ważne i jak bardzo zmienia me życie NIEODWARACALNIE i DO KOŃCA. W moim sercu zrodził się spokój który mówi, że nie mam się o co lękać bo jest ktoś kto panuje nad mym życiem (i to nie byle kto) a jest nim sam Jezus Chrystus najlepszy kapitan życiowego okrętu. Innym niesamowitym przeżyciem było służenie do mszy jako ministrant. To się czuje taką niesamowitą obecność i moc płynącą od kapłana. Choćbym próbował nie byłem w stanie ogarnąć tej radości z tego, że mogę służyć memu Bogu w najwspanialszej modlitwie świata. Moim zdaniem każdy powinien przeżyć cos takiego i co najmniej raz w życiu posługiwać przy ołtarzu Pańskim. Na rekolekcjach uświadomiłem sobie ile radości daje codzienne spotkanie z Jezusem poprzez Namiot Spotkania. Jeszcze bardzie otworzyłem się na miłość Agape do drugiego człowieka (odczułem jak można być pijanym z miłości). Niesamowitym przeżyciem był dla mnie Dzień Wspólnoty na którym Radocza prowadziła śpiew i tu kolejna interwencja Ducha Świętego, który napełnił nas – dał siły i radość. Moja ulubioną formą modlitwy jest śpiew wiec ze szczęścia byłem „wniebowzięty” .
Przeżyć było tak wiele że nie jest w stanie wszystkiego opisać ale wiem na pewno, że nie wyobrażam sobie wakacji bez Oazy wakacyjnej. Ja postanowiłem sobie, że będę jeszcze bardziej świadczył w swoich środowiskach bo czym jest słowo bez życia? Bardzo podobały mi się słowa jednego z uczestników, który mówił, że Oaza wakacyjna to nie jakieś ładowanie baterii tylko podpięcie się do stałego źródła prądu więc… NIECH TO TRWA
Chwała Panu

Paweł (Baca)


Świadectwo Miłosza
Na rekolekcje przyjechałem pierwszy raz. Ale już na początku Pan pozwolił mi odczuć swoją łaskę nie tyle poprzez jakieś radosne wydarzenie, ale poprzez doświadczenie mnie. Miałem dość „oporną” grupę, ale ufam, ze Duch Święty celowo posłał mnie do nich. Te rekolekcje były dla mnie dużym umocnieniem w wierze i Miłości. Nabrałem dzięki nim odwagi do dawania mocniejszego świadectwa. Nauczyłem się ufności Panu, bo „jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”. Niby o tym wiedziałem, ale wtedy odczułem to wyjątkowo mocno i tym razem nie opierało się to na emocjach, które przemijają, ale pozostało do teraz. To „umocnienie” dało o sobie znać już nie raz, kiedy trzeba było popłynąć pod prąd. W mojej głowie(a raczej w sercu) zrodziło się przez ten czas takie przemyślenie –„Od Krzyża[przez duże K] jeszcze nikt nie umarł”. Dlaczego Krzyż przez duże „K”? Bo Miłość to Krzyż,a Bóg jest Miłością. I to nie jakąś miłością z filmu przez „m”, ale Miłością Agape! Pan dał mi o sobie znać szczególnie w Dzień Sakramentu Pokuty oraz w momencie, w którym podpisałem deklarację KWC. Kiedy szliśmy wraz z innymi przez kościół, ze świadomością, że wielu ludzi, którzy już wiedzą na co się decydujemy modli się za nas, podczas gdy w tle Dk. Muz. Śpiewała piesń „Nie lękajcie się, Ja jestem z wami”, poczułem, że jest przy mnie Chrystus i nic mi nie grozi. Chodziły mi po głowie słowa „Na świecie doznacie ucisku, ale odwagi! Jam zwyciężył swiat!”. I ta odwaga, która zwykle utrzymywała się we mnie przez chwilę, póki emocje nie opadły, również w dużej mierze pozostała aż do dziś. I umacnia mnie w chwilach pokusy poddania się „tłumowi”.
Jeśli to dopiero początek mojej formacji oazowej, to szczerze mówiąc, boję się, co to będzie później, bo Pan już wiele razy ukazał mi, że jest nieprzewidywaly.:) Ale ufam, że co by się nie stało, to będziee to zgodne z Jego wolą. FIAT, Panie...
Za ten błogosławiony czas, ludzi i doświadczenia oraz za wszystko, na co Pan otworzył mi oczy podczas rekolekcji i po nich, za wszystkie owoce tych dwóch tygodni, niech będzie ...
CHWAŁA PANU!! Amen! Amen! Alelluja!

Świadectwo z rekolekcji 1st w Radoczy Anny W

Czekałam z napisaniem tego świadectwa jakiś czas, bo pomyślałam sobie, że zobacze, jak to będzie, gdy już emocje po rekolekcjach opadną i wrócę do zwykłej rzeczywistości. Bo to, jak je przeżyłam, zobacze dopiero po owocach. Tak mi się wydaje.

Rekolekcje w Radoczy były moimi pierwszymi rekolekcjami oazowymi. Były jakby takim prawie idealnym życiem chrześcijanina. Tam wszystko wydawało mi się proste i kolorowe. Ogólnie była ciągła radość i miłość w około. Poznałam wspaniałych ludzi, dużo dawały mi spotkania w grupach i szkoła modlitwy, potrafiłam się skupić podczas namiotu spotkania. Dużego pozytywnego "kopa" dawały mi również  niektóre z poważnych wieczorów: szczególnie te, poświęcone na świadectwa różnych ludzi. Ważnym wydarzeniem (hmm... nie wiem czy mogę to nazwać wydarzeniem, ale niech będzie) było przyjęcie Pana Jezusa jako mojego osobistego Pana i Zbawiciela. Na początku było to dla mnie dziwne: przecież Jezus jest moim Panem i Zbawicielem- to oczywiste. Ale tak na prawde było to dla mnie oczywiste niestety tylko czasami: podczas oazy, lekcji religii... a tak na co dzień o tym zapominałam. Teraz wiem, choć przyznam, że czasem nie jest to dla mnie łatwe, że Jezus jest moim Panem zawsze, o każdej porze dnia i nocy, a nie tylko wtedy, kiedy jest mi to wygodne.

Uświadomiłam sobie też, tak z całego serca, że Bóg mnie kocha i ma dla mnie plan , którym jest moje wspaniałe życie. O tym teraz, po rekolekcjach usiłuje przypominać sobie najczęściej. Takim przykładem może być wczorajszy dzień (28.08:]). Od rana miałam zły humor.Dostałam takiego głupiego załamania wczesnoszkolnego. Myślałam jaki to ten rok będzie ciężki, będę musiała podejmować coraz to trudniejsze decyzje, znowu będę mieć mało czasu na wszystko. Później spojrzałam na mój nowy plan i juz totalnie byłam zła. Myślałam, że nie dam se rady z wszystkimi obowiązkami i że to będzie ogólnie rzecz biorąc szczyt porażki. Po takim nieudanym dniu, wieczorem poszłam się pomodlić. Na całe szczęście jak tylko zrobiłam znak krzyża, to coś się we mnie obudziło, przyszła mi do głowy taka myśl: jaka ja jednak jestem głupia. Daję się nakręcić i wmanewrować w takie załamanie. Ale przecież to Bóg przygotował to moje życie, on mnie kocha bezwarunkowo, całą mnie- z moimi wadami i zaletami, z ograniczeniami i możliwościami, nie za coś, ale pomimo wszystko. On jest takim fundamentem, który nie runie nigdy. I już się nie boję i nie złoszczę, bo dam sobie radę ze wszystkim. Jeszcze rok temu próbowałabym poradzić sobie z tym sama i ciągle byłoby coś nie tak. Ale to nie ja jestem kapitanem mojego życia, tylko Jezus (ufff...) . Dzisiaj już z uśmiechem mogę powiedzieć, że ja to mam jednak szczęście:))

Chwała Panu!

 


Świadectwo KODA DM 2009
Alleluja:)
Nazywam się Marcin i pochodzę z Zebrzydowic (nie ważne gdzie to jest )
Ten rok był dla mnie bardzo wyjątkowy i trudny – świadomość, że jeszcze jadę na kolejne rekolekcje, była niestety męcząca. Budowało mnie jedynie to, że jadę zgłębić to, co naprawdę kocham – modlitwę (mogę jeszcze wspomnieć o liturgii, ale to było jednak KODA DM (Kurs Oazowy dla animatora diakoni modlitwy):P). Pierwszą rzeczą jaka mnie zadziwiła to, że te osoby które tam były, widziałem je co prawdę pierwszy raz na oczy, ale czułem, że tak naprawdę znam je od zawsze! Bardzo szybko zaaklimatyzowałem się z ludźmi z niemal całej Polski (od Łomży poprzez Warszawy, Wrocław, Katowice po Stalową Wolę!). Duch Święty utwierdził mnie, że jednak działa w Ruchu Światło-Życie - od samego faktu uczestnictwa w tym dziele, po prostu jednoczy (nie koniecznie nawet tych co są oddani Ruchowi całym sercem)!
Można by godzinami opowiadać o świetnie dobranych tematach na konferencję, czas dynamiki grupowej no i spotkań w grupach – wszystko po to by wzmocnić osobistą relację z Panem w modlitwie indywidualnej i wspólnotowej, jak również prowadzenie grup modlitewnych i wiele wiele innych. Nie da się tego tak opisać – trzeba to przeżyć, dlatego już zapraszam wszystkich chętnych za rok .
Praktyka Namiotu Spotkania (modlitwa Pismem Świętym) podczas tych rekolekcji u mnie znowu odżyła i bardziej się rozwinęła! Nie wspominając o najważniejszej dla mnie rzeczy... naprawdę Pan dał mi wspaniały prezent – mogłem się w niego zapatrzeć pod czas rozdzielania Komunii Świętej, zapomniałem o całym świecie. Coś niesamowitego!!! Po za tym podczas jednego czuwania, kiedy już zabierali Mojego Pana – poczułem prawdziwą tęsknotę jak odchodził (nawet wyjrzałem przez okno jak odchodził). Tak się do niego przyzwyczaiłem podczas godziny adoracji, że nie potrafiłem się oswoić z myślą, że już Go nie ma...
Wiele też ostrych słów padło... chodziło szczególnie o Ruch Światło-Życie. O tym, że przestaje widzieć potrzebę modlitwy (!!!), przestaje przemieniać Światło w Życie (aktualnie wielkie jest Światło... a malutkie przełożenie na ŻYCIE), a modlący się często gorliwie do Pana już zapominają o potrzebujących na ziemi. Potrzeba modlitwy... dlatego nie jest tak w naszych wspólnotach jak kiedyś bywało za dni świetności (teraz to wzajemne kółko adoracji...). To również bardzo mnie zabolało i mimo zmęczenia... jeszcze bardziej motywuje teraz do pracy!!!
W czasie reko odnowiłem relację z Panem i zobaczyłem co w niej brakuje. Teraz stopniowo mam zamiar je naprawiać. Jest trudno ale liczy się wierność. Prosiłem i proszę mojego Zbawiciela i Pana, aby zabrał wszelki grzech, zniewolenie, a także uwolnił naszą relację od wszelkiej nieszczerości. Tak Panie pragnę, abym był w stosunku do Ciebie szczery – w gestach i słowach, w posłudze i oddaniu. AMEN!

Polecam te rekolekcje wszystkim, którzy pragnęliby zatęsknić za Chrystusem i móc się w Niego wpatrywać – bez obciachu i bez obłudy. Dla tych którzy naprawdę chcą coś zrobić ze swoim życiem i życiem innych!!

CHWAŁA PANU
 


Świadectwo Marcina B.

W tym roku byłem po raz pierwszy na wakacyjnych rekolekcjach oazowych w Radoczy. W ogóle na wiosnę miałem zupełnie inne plany na wakacje, ale wtedy właśnie przyjaciele ze wspólnoty zaczęli mnie namawiać, abym pojechał na rekolekcje. Przypomniałem sobie wtedy słowa Jezusa: "kto chce iść za Mną niech się zaprze samego siebie"... Te słowa pomogły mi podjąć decyzję. Przed samym wyjazdem na rekolekcje przebyłem jeszcze krótką chorobę, myślę że to także była łaska i może pewnego rodzaju przygotowanie poprzez cierpienie.

Przyjeżdżając na miejsce prawie nikogo nie znałem, ale nie przeszkodziło to w tym, aby szybko nawiązać wspólnotowe więzi. Już na samym początku, w pierwszych dniach, można było odczuć prawdziwe działanie Ducha Św. i wspaniałą atmosferę miłości. Pierwsze dni były przygotowaniem do przyjęcia Pana Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Starałem się z wiarą i z pełnym zaangażowaniem podejść do tego niezwykłego wydarzenia. Owoce tego przyjęcia były widoczne na rekolekcjach i są widoczne wciąż. Także podczas rekolekcji zacząłem służyć do Mszy św. przy ołtarzu Pańskim. Nigdy wcześniej nie służyłem, ale naprawdę, wierzcie mi, jest to wspaniałe. Jestem wdzięczny Bogu za to, że mogłem Mu służyć w ten sposób. Było jeszcze wiele momentów podczas tych dwóch tygodni, gdy naprawdę Pan działał. Wyjazd w góry, Msza św., gdy ominęła nas burza, bezpiecznie wróciliśmy do ośrodka, procesja ze świecami do źródła niedaleko ośrodka, kiedy to zostaliśmy znów pokropieni wodą na pamiątkę Chrztu św., był to nowy chrzest, była to odnowa i świadomość, że płomień, który każdy trzymał w ręku, pali się także w nas! Teraz musimy się starać, musimy zabiegać, aby on nie zgasł, aby płomień Bożej miłości w nas trwał.

Rekolekcje nie były dla mnie czasem łatwym. Czasem ciężko było na modlitwie, czasem brakowało sił, miałem też problemy z gardłem, ale wierzę, że Jezus to wszystko przenikał i stawiał mnie na nogi. Nie sposób wymienić wszystkich momentów, gdy Pan naprawdę pomagał i działał... Ale powiem wam coś... Jeśli ktoś się waha, jeśli może powątpiewa... Nie bójcie się wybrać Jezusa!!! Naprawdę nie będziecie żałować! Teraz jest już po rekolekcjach i trzeba się starać wytrwać w dobrym i wciąż na nowo kształtować swoje życie z Jezusem.

Za te wszystkie łaski i dobro, które mi Pan wyświadczył,

CHWAŁA PANU!!!




Świadectwo Pawła S. (Stawarczyk:p)
To były moje czwarte rekolekcje wakacyjne. Przyznam, że inne niż wszystkie. Temat tych rekolekcji to „Ecclesia Mater, Mater Ecclesiae”. Tam poznawaliśmy Kościół przeżywając Jego tajemnice. Było to piękne kiedy codziennie w innym kościele uczestniczyliśmy w Uczcie Ofiarnej. Czymś wspaniałym było służyć np. w katedrze przemyskiej, u Benedyktynów, czy Franciszkanów. Codziennie dbaliśmy o piękno liturgii, by jeszcze lepiej przeżywać wszystko to co działo się w świątyni.

Wspaniałe świadectwo dała oaza rodzin, która przeżywała swoje rekolekcje razem z nami. Wspaniale pokazali jak można żyć w rodzinie z Chrystusem. Zawsze uśmiechnięci, otwarci, gotowi pomóc. Mogliśmy skorzystać z ich życiowego doświadczenia i porozmawiać z nimi na różne, nieraz trudne tematy.

Po raz kolejny przekonałem się, że w dobrej wspólnocie można zawsze liczyć na innych (tu na myśli mam przede wszystkim moją wspaniałą grupę z an. Jakubem na czele).
Dla mnie jednak najważniejszym wydarzeniem była rozmowa z an Sabiną i X Ryśkiem, których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam .

Te rekolekcje pokazały mi, że nie trzeba wielkich wspaniałych chwil, kiedy to przechodzą ciarki po plecach i łzy cisną się do oczu, aby takie wyjazdy były owocne i piękne. Proste słowa, proste modlitwy… nic wielkiego, PIĘKNE! Trwać przy Matce Kościele.

CHWAŁA PANU!

P.S. Jak to powiedział o.Honorat : „ to fajnie, że rekolekcje były owocne. Nie pozwól im zgnić w Twoim sercu. Zrób z nich przetwory i podziel się z innymi.”
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 27 odwiedzający (54 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja